Wygląda na to, że żalów ciąg dalszy.
Tak. I w najbliższym czasie się to nie zmieni, sory, bo też w moim życiu na horyzoncie zmian nie widać.
Za to widać czarną rozpacz, o tak.
Jak to jest, że jest fajnie, fajnie, a potem, nagle - wszystko idzie się prokreować (czytaj: jebać)?
Nikogo to nie obchodzi, ja wiem. Ale do cholery.
Znowu robię to samo. Znowu ja cierpię, znowu jestem ta pokrzywdzoną, znowu wyciągam serce na dłoni, a ktoś je rozbija w drobny mak! To nic, że nieświadomie, znowu jest TO SAMO. Za każdym razem gubi się jeden kawałek, w pewnym momencie zostanę całkiem bez serca, będę pusta kukłą bez uczuć.
Może to płytkie.
Ale tęsknię za bliskością drugiego człowieka.
Niby nie mam do czego, niby nie wiem, jak to jest.
Siedzę, jem ciastka (o tej porze, karygodne! Cicho, rozsądku, reszta wyje z bólu.), słucham po raz tysięczny tej samej piosenki, smutno mi, zimno mi (tradycyjnie) i jestem wściekła na sama siebie. Mimo że ludzie robią mi nieświadomie krzywdę, nadal im ufam, nadal się odkrywam, nadal potrafię im uwierzyć. Może POWINNAM stać się kukłą bez uczuć?
Ale nie chcę, nie chcę, ja tak nie potrafię, cierpię, ale nie potrafię.
Więc pozostają mi tylko ciastka, które są zbyt słodkie i mają zbyt wiele kalorii.
Więc do zobaczenia panu, Panie Natrętne Myśli. Bo zobaczymy się jutro, prawda? Jak zawsze. Proszę tylko nie zapomnieć o zrobieniu mi sieczki z mózgu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz